Nie miał już chęci
do życia. Śmierć nie wzięła go jednak jeszcze pod skrzydła śmierci.
Stałem na wielkiej łące porośniętej zbożem. Szedłem ręką przesuwając po
źdźbłach żyta. Z daleka dostrzegłem mojego małego braciszka.
Zawsze wesoły i uśmiechnięty od ucha do ucha. Jego oczy z daleka błyskały
szczęściem.
Błękit jego oczu był jeszcze bardziej niesamowity przez słońce które go oświetliło.
Przy nim stali rodzice, a siostra kryła się w głębi drzwiach chaty, ojciec
głaskał syna po głowie. Biegł do nich
ile miał siły w nogach biegł ale oni wciąż się oddalali. Nagle przed nim
wyrosła ogromna przepaść bez dna i daleka do jej drugiej krawędzi. Niebo
zakryła czerwona maź i zaczął padać deszcz krwi. Spojrzał na swoja rodzinę.
Wisieli na hakach bez kończyn. Z każdego ich otworu wypływała krew. Mieli otwarte oczy i mu się przyglądały.
-To twoja wina-mówili wszyscy razem. Chłopaka padła na kolana. Nie chciał już
dalej żyć wolał teraz dołączyć do rodziny, wiec bez
namysłu żółcił się w przepaść. Spadał w dół szybko. Zamknął oczy. Nagle poczuł
szarpnięcie w górę. Powoli uchylił powieki. Unosił się w
powietrzu. Przed nim była jakaś piękna kobieta. Jej uroda przebijała urodę
samej Afrodyty. Miała długie różowe włosy, zielone oczy, piękne ciało które po
dotknięciu
wydawało by się, że to jedwab. Jej karnacja była jasna. Wyglądała jak piękny
anioł w białej sukni. Jej twarz była smutna, a oczy wypełnione bólem.
-nie możesz teraz umrzeć. Musisz wybawić Rzym od tyrani. To nie jest twoja
prawdziwa rodzina. Przygarnęli cię jako dziecko, kiedy
dryfowałeś w koszyku rzeką. Wyłowili cię i wychowali.
-Więc kto jest moja rodziną
-mogę ci tylko zdradzić że masz brata który żyje, twoja matka umarła przy
porodzie drugiego syna, a ojciec zmarł niedawno. Więcej ci nie powiem
-a gdzie mogę się czegoś dowiedzieć
-w starej księdze Rzymu.
Postać kobiety zaczęła znikać we mgle. Itachi więcej już nie widział. Otworzył
swoje oczy, aby wybrudzić się z dziwnego snu. Usłyszał czyjeś głosy
i poczuł, iż jest wieziony na wozie ciągniętym przez bawoły.
-leż spokojnie -usłyszał-zaraz będziemy na…
Ponownie zemdlał, ale już nie zastał potwornego koszmaru.
*
Sakura unosiła swoje powieki
do góry. Spostrzegła że nie jest w swojej komnacie. Wspomnienia wczorajszego
wieczora przyszły do niej jak
grom z jasnego nieba. Przekręciła głowę na bok i ujrzała Sasuke. Szybko wstała
i wyszła z pomieszczenia. Biegła długim ładnie wystrojonym korytarzem
Nie spodziewanie na kogoś wpadła. Przed nią stał siwi-włosy chłopak ok.
dwudziestu lat. Na nosie miał okulary i włosy spięte w kucyk.
-A pani gdzie się wybiera
-yyy
-czy książę wie o pani wyjściu
-nie-odezwał się surowy głos obok
-Kabuto zabierz ją do mojej komnaty i przywiąż do łóżka żeby już nie uciekła.
-Dobrze
Chłopak mocno szarpną Sakurę w swoim kierunku. Doszli do pięknej komnaty.
Wszystko było bogato zdobione. Pięknie rzeźbione
meble nadawały temu jeszcze więcej uroki i łóżko z baldachimem do którego
Sakura została przywiązana. Kabuto bez słowa wyszedł. Po obu stronach
łóżka znajdowały się szewki nocne z lampkami na nich. Jedwabna pościel koloru
błękitnego lekko się pofałdowała pod wpływem ciężaru dziewczyny. Na przeciwko
łóżka i lewej strony znajdowały się jeszcze jedna para drzwi. Nawet nie
zauważyła jak Sasuke nad nią stał i uważnie się jej przyglądał.
Dopiero jak usiadł dziewczyna go zauważyła.
-Sakura, Sakura, Sakura i co ja mam z tobą zrobić co?
-wypuścić
-nie to raczej nie. Zróbmy tak masz mi być posłuszna
-nie za nic w świecie
-a jeśli za twoje nieposłuszeństwo ucierpią twoi bliscy z klasztoru i uczący
się tam dzieci. Jeden rozkaz i wszystko zostanie zniszczone. A Tsunade
zabije na twoich oczach. Posądzę za zdradę i skarze może na szubienice albo
ścięcie głowy. Co ty na to? Będziesz posłuszna
Sakurze z oczu zaczęły lecieć gorzkie łzy. Kroczu-włosy starł je kciukiem
-już mi nie uciekniesz prawda
-ta..k- powiedział łkającym głosem. Sasuke ją rozwiązał i do siebie przytulił.
Tak bardzo chciała uciec zaryzykować, ale nie mogła musiała
robić tak jak jej zagrają. Bez ostrzeżenia Chłopak wpił się w jej malinowe,
słodkie usta. Oderwał się od niej by zaczerpnąć powietrza i jeszcze raz
krótko pocałował. Nie oddała pocałunków. Musi nauczyć się go kochać, ale nie
potrafi. Dla niej był zwykłym potworem, tyranem, osobą zło i
nie powinowatą żyć na tym świecie.
-Wybrałem dla ciebie suknie. Jest na fotelu w garderobie. Przygotuj się za
godzinę jemy śniadanie z ważnymi ludźmi tego kraju. Za godzinę ktoś po ciebie
przyjdzie
i nie spóźnij się nie wypada to damie.
Wyszedł z pokoju zostawiając ją. I dobrze chciała być teraz sama. Poszła do
łazienki i wzięła kąpiel która ukoiła jej zmysły. Po pół godzinie wyszła. W
puchatym czarnym ręczniku skierowała się do garderoby. Była ogromna pełna pięknych
ubrań i butów. Najróżniejsze, do koloru
do wyboru. Zauważyła sukienkę leząca na fotelu. Była czarna i długa. Do tego
wybrała białe buty na wysokim obcasie. Przebrała się w nią. Wyglądała
przepięknie choć suknia więcej odkrywała niż zakrywała.
Wysuszyła włosy i pokręciła zostawiając rozpuszczone. Miała mało czasu. Szybko
się jeszcze umalowała i była gotowa. Akurat do pokoju wszedł jeden ze
służalczy.
-książę już na panienkę czeka.
Posłusznie poszłam za chłopakiem. Na plakietce miał na pisane jego imię.
Przeczytała to. Chłopak z brązowymi oczami i włosami miał na imię Kiba.
Weszli do pięknej sali na środku której był ogromny stół, cały pokryty
jedzeniem. Poszła w skazanym kierunku przez służalczego i usiadła na swoim
miejscu. Rozejrzała się po sali. Wszystkie oczy
były skierowane na nią. Jednak na to nie zważała. Sala była koloru ciemnej
zieleni. Na ścianach rozciągały się obrazy przedstawiające jedzenie oraz
głównym obrazem wiszącym nad głową Sasuke był obraz
,,Ostatniej wieczerzy”. Powoli zaczęła konsumować posiałem. W tej chwili Sasuke
uniósł kieliszek i wygłosił jakąś mowę nie słuchała. Nie interesowało ja to za
bardzo. Poczuła czyjąś rękę na ludzie.
Owa dłoń należała do czarnowłosego.
-Pięknie ci w tej sukni. Po śniadaniu chciał bym ci coś pokazać
-Dobrze. Więcej już nie odpowiedziała. Ręka Sasuke jeździła jej po udzie w górę
i w dół. Czasami stała w jednym miejscu, ale to tylko na chwilę.
Przez cały czas ją tam trzymał. Sakurę to wkurzało ale nic nie mogła
powiedzieć. Po śniadaniu jak obiecał. Wziął ją za rękę i wziął do
ogrodu. Wszyto było bardzo zadbane. Trawnik równo przycięty, żywopłot i takie
tam. Szli między gęstym żywopłotem. Sama już dawno by
się tu zgubiła. Całość wyglądała jak ogromny labirynt. Dotarli do ogromnej
fontanny w centrom labiryntu. Woda wytryskała wysoko tworząc z promieniami
słońca piękna tańczę.
Obok tego był jeden hamak w cieniu drzew. Nie myśląca długo położyła się na
nim. Czarnooki podszedł do różowo-włosej i zaczął ja leciutko bujać.
Sakurę ogarną nagle błogi sen. Sasuke widząc to wziął lekko dziewczynę na ręce
i zaniósł do ich komnaty. Rozebrał do bielizny i ułożył się koło
niej. Wtulił twarz w jej puszyste włosy i także odszedł w krainę Morfeuszy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz