Siebie mi daj na własność,
Bo ma dusza bez ciebie
Traci swą wartość
Sasuke chodził po komnacie tam i
powrotem. Był wściekły o ten pojedynek. Nie mógł się wycofać a w głębi duszy
wiedział że nie da rady Itachiemu i polegnie dlatego trzeba było mieć jakiś
plan. Tej nocy nie spał w komnacie razem z Sakurą co bardzo jej ulżyło. Nie
chciała na niego patrzeć. Nikt w końcu nie chciał patrzeć na swojego oprawcę.
Każdego dnia modliła się aby jej koszmar dobiegł końca, aby mogła się w reszcie
z niego wybrudzić i rozpocząć nowe beztroskie życie. Nie wróciła by teraz do
klasztoru nie mogła by w końcu jej czystość została brutalnie jej
odebrana. Wierzyła że ten pojedynek między tymi dwoma zakończy jej mękę, w
głębi serca wierzyła że Itachi wygra i tym samym ją uwolni. Miała nadzieję że
zniszczy Sasuke, chociaż już trochę go poznała i wiedziała że nie ma co liczyć
na uczciwą grę ze strony władcy. Zawsze musiał mieć to co chce inaczej mogło to
się źle skończyć dla innych. Gdy jego plany spaliły nie raz na panewce co
każdemu się zdarza, to znajdował osobę na której się wyżywał dla tego każdy w
tedy trzymał się z dala. Kiedyś jak służba podała homara a w środku był lekko
surowy tak się wściekł że kucharza który go przyrządzał powiesił na gilotynie w
centrum rynku.
Dobrze że te wojny się już
zakończyły bo strach pomyśleć co by było gdyby przegrał jakąś bitwę. Ostatnimi
czasy to właśnie na Sakurze zaczął się wyżywać. Wrzeszczał na nią, nie raz
zdarzyło mu się że ją uderzył.
Wyszła z komnaty.
Weszła do kuchni. Ze spichlerza
wzięła kosz chleba i postanowiła kogoś odwiedzić. Po drodze do kosza wrzuciła
jeszcze winogrona, dzban wody i wina po czym przykryła kosz niewielkim
kawałkiem materiału. Narzuciła na siebie płaszcz i tylnim wyjściem wyszła z
zamku. Jej biała suknia na grubszych ramiączkach lekko falowała pod płaszczem,
a w złote kobiece sandały od czasu do czasu wpadał kamyk lub nasypywało się
trochę piasku. Ulice Rzymu były jak zwykle zapełnione. Co chwila przechodzili
strażnicy w parach pilnując porządku. Schowała swoje różowe włosy bardziej do
tyłu bojąc się aby przez to że wystawały lekko z za kaptura ktoś mógł ją
poznać.
Była już coraz bliżej swojego
celu. Z daleka widziała już zarysy Koloseum. Powozem zawsze docierali szybciej,
jednak nie chciała go brać ze względu na to że ktoś mógł ją rozpoznać. Ścisnęła
rękojeść kosza mocniej gdy już była na miejscu. Powoli kierowała się tam gdzie
ostatnio. Unikając strażników wdarła się do cel z niewolnikami. Po drodze
widziała lwy i tygrysy w klatkach. Na pojedynki zawsze je głodzono aby były
bardziej zawzięte bo czym głodniejsze tym atrakcyjniej rozprawiały się z ofiarą
na oczach skandującego tłumu. Szła ciemnymi korytarzami. Widziała jak w
niektórych celach grupy ludzi. Zaschnięte rany i brudy sprawiały że wszędzie
okropnie śmierdziało. Nie kąpano ich, nie leczono ich, nie mieli żadnej opieki,
bo kto niby dba o niewolników, jak jedni zginą na ich miejsce znajdzie się
dziesięciu innych. Nie mogła tego znieść. Poszarpane ciała i kałuże krwi.
Zapach stęchlizny coraz bardziej przyprawiał ją o odruch wymiotny.
Przyśpieszyła kroku. Tym ludziom chodź by nie wiem jak chciała nie mogła pomóc.
Dotarła na sam koniec wielkiego
,,labiryntu” korytarzy. Trochę już się tu orientowała z tego że już raz tu
kiedyś była. W jednej z cel ujrzała poszukiwaną osobę. Klęczał przy małym
ołtarzyku na którym stały drewniane małe figurki człowieko-podobne. Podeszła
bliżej i poczekała aż ów mężczyzna zakończy swoją modlitwę. Nie musiała czekać
długo. Po chwili wstał i odwrócił się ku niej. Jego czarne oczy zilustrowały
jej sylwetkę. Jego twarz była zimna, nie wyrażała żadnych uczuć. Przerażała ją.
Modlił się do swoich Bożków
gdy usłyszał kroki które przystanęły przy jego celi. Myślał że zaraz owa
osoba odejdzie gdyż pokazywał zero zainteresowania ową postacią. Skończył swe
modły, jednak nie słyszał by ta osoba odeszła od jego ,,więzienia” tylko stoi
tam dalej. Wstał i odwrócił się powoli. Przed sobą ujrzał zakapturzoną postać.
Wiedział ze to kobieta po smukłym ciele i wąskich ramionach. Nawet domyślał się
kim ona może być. Jej ręka powędrowała na kaptur po czym jednym ruchem go ściągnęła.
Różowe włosy rozsypały się na ramiona. Jego anioł ze snu. Musiał przyznać była
niewiarygodnie piękna. Zielone oczy patrzyły na niego z łagodnością i
współczuciem, po malinowych ustach można było wyczuć strach. Mleczna cera
doskonale uwydatniała jej atuty. Zauważył jak posyła mu nikły uśmiech.
-Witaj Itachi- jej usta
wymówiły jego imię bardzo miękko przez co mógł wyczuć że potrzebuje jego pomocy
-Witaj. Cóż sprowadza do mnie
królową Rzymu żonę samego Cezara?- Zapytał z ciekawości. Przyjrzał jej się
uważnie z pod kaptura wystawało kilka niesfornych kosmyków różowych włosów.
-Chce jego śmierci. Przyniosłam
ci jedzenie i picie. Jej słowa wydawały się być podejrzane. Jakiej żonie zależy
na śmierci jej męża. To było bardzo dziwne.
-Jaka żona chciała by śmierci
męża? A pewnie jedzenie i picie to podarunek od wielkiego Cezara nafaszerowany
truciznami. Boi się uczciwej walki? Ni był to tajemnicą że wielki Sasuke
oszukuję, ale żeby jeszcze i do tej intrygi zaciągnąć niczemu winną kobietę. To
już przesada.
-Nie to nie od niego, nawet nie
wie że tu jestem. A jaka żona chce śmierci męża? Cóż taka która została porwana
i do ślubu zmuszona potem zniewalana i brana kiedy się mu podoba bez jej
zgody. W jej oczach ukazały się łzy. Wiedział ze Sasuke był by do
tego zdolny. Współczuł tej kobiecie. Łzy w zielonych oczach uwydatniały się
coraz bardziej, aż po policzku spłynęła jedna krystalicznie czysta.
- Chciała bym ci to dać to nie
jest zatrute po prostu chce żebyś miał siłę na jutrzejszą walkę. Schyliła się.
Zdjęła płótno z pokarmu i przełożyła przez kraty na stronę Itachiego.
Poukładała na nim wszystko to co miała w koszyku po czym wstała.
-Chciała bym aby wreszcie tyran
upadł- mówiąc to odwróciła się do niego plecami.
-Sakura co ty tu robisz!?-
dobiegł ich zimny i władczy ton
-Sasuke ja…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz