środa, 10 września 2014

Rozdział 13

Siebie mi daj na własność,
Bo ma dusza bez ciebie
Traci swą wartość

Sasuke chodził po komnacie tam i powrotem. Był wściekły o ten pojedynek. Nie mógł się wycofać a w głębi duszy wiedział że nie da rady Itachiemu i polegnie dlatego trzeba było mieć jakiś plan. Tej nocy nie spał w komnacie razem z Sakurą co bardzo jej ulżyło. Nie chciała na niego patrzeć. Nikt w końcu nie chciał patrzeć na swojego oprawcę. Każdego dnia modliła się aby jej koszmar dobiegł końca, aby mogła się w reszcie z niego wybrudzić i rozpocząć nowe beztroskie życie. Nie wróciła by teraz do klasztoru nie mogła by w końcu jej  czystość została brutalnie jej odebrana. Wierzyła że ten pojedynek między tymi dwoma zakończy jej mękę, w głębi serca wierzyła że Itachi wygra i tym samym ją uwolni. Miała nadzieję że zniszczy Sasuke, chociaż już trochę go poznała i wiedziała że nie ma co liczyć na uczciwą grę ze strony władcy. Zawsze musiał mieć to co chce inaczej mogło to się źle skończyć dla innych. Gdy jego plany spaliły nie raz na panewce co każdemu się zdarza, to znajdował osobę na której się wyżywał dla tego każdy w tedy trzymał się z dala. Kiedyś jak służba podała homara a w środku był lekko surowy tak się wściekł że kucharza który go przyrządzał powiesił na gilotynie w centrum rynku.
Dobrze że te wojny się już zakończyły bo strach pomyśleć co by było gdyby przegrał jakąś bitwę. Ostatnimi czasy to właśnie na Sakurze zaczął się wyżywać. Wrzeszczał na nią, nie raz zdarzyło mu się że ją uderzył.
Wyszła z komnaty.
Weszła do kuchni. Ze spichlerza wzięła kosz chleba i postanowiła kogoś odwiedzić. Po drodze do kosza wrzuciła jeszcze winogrona, dzban wody i wina po czym przykryła kosz niewielkim kawałkiem materiału. Narzuciła na siebie płaszcz i tylnim wyjściem wyszła z zamku. Jej biała suknia na grubszych ramiączkach lekko falowała pod płaszczem, a w złote kobiece sandały od czasu do czasu wpadał kamyk lub nasypywało się trochę piasku. Ulice Rzymu były jak zwykle zapełnione. Co chwila przechodzili strażnicy w parach pilnując porządku. Schowała swoje różowe włosy bardziej do tyłu bojąc się aby przez to że wystawały lekko z za kaptura ktoś mógł ją poznać.
Była już coraz bliżej swojego celu. Z daleka widziała już zarysy Koloseum. Powozem zawsze docierali szybciej, jednak nie chciała go brać ze względu na to że ktoś mógł ją rozpoznać. Ścisnęła rękojeść kosza mocniej gdy już była na miejscu. Powoli kierowała się tam gdzie ostatnio. Unikając strażników wdarła się do cel z niewolnikami. Po drodze widziała lwy i tygrysy w klatkach. Na pojedynki zawsze je głodzono aby były bardziej zawzięte bo czym głodniejsze tym atrakcyjniej rozprawiały się z ofiarą na oczach skandującego tłumu. Szła ciemnymi korytarzami. Widziała jak w niektórych celach grupy ludzi. Zaschnięte rany i brudy sprawiały że wszędzie okropnie śmierdziało. Nie kąpano ich, nie leczono ich, nie mieli żadnej opieki, bo kto niby dba o niewolników, jak jedni zginą na ich miejsce znajdzie się dziesięciu innych. Nie mogła tego znieść. Poszarpane ciała i kałuże krwi. Zapach stęchlizny coraz bardziej przyprawiał ją o odruch wymiotny. Przyśpieszyła kroku. Tym ludziom chodź by nie wiem jak chciała nie mogła pomóc.
Dotarła na sam koniec wielkiego ,,labiryntu” korytarzy. Trochę już się tu orientowała z tego że już raz tu kiedyś była. W jednej z cel ujrzała poszukiwaną osobę. Klęczał przy małym ołtarzyku na którym stały drewniane małe figurki człowieko-podobne. Podeszła bliżej i poczekała aż ów mężczyzna zakończy swoją modlitwę. Nie musiała czekać długo. Po chwili wstał i odwrócił się ku niej. Jego czarne oczy zilustrowały jej sylwetkę. Jego twarz była zimna, nie wyrażała żadnych uczuć. Przerażała ją.

Modlił się do swoich Bożków  gdy usłyszał kroki które przystanęły przy jego celi. Myślał że zaraz owa osoba odejdzie gdyż pokazywał zero zainteresowania ową postacią. Skończył swe modły, jednak nie słyszał by ta osoba odeszła od jego ,,więzienia” tylko stoi tam dalej. Wstał i odwrócił się powoli. Przed sobą ujrzał zakapturzoną postać. Wiedział ze to kobieta po smukłym ciele i wąskich ramionach. Nawet domyślał się kim ona może być. Jej ręka powędrowała na kaptur po czym jednym ruchem go ściągnęła. Różowe włosy rozsypały się na ramiona. Jego anioł ze snu. Musiał przyznać była niewiarygodnie piękna. Zielone oczy patrzyły na niego z łagodnością i współczuciem, po malinowych ustach można było wyczuć strach. Mleczna cera doskonale uwydatniała jej atuty. Zauważył jak posyła mu nikły uśmiech.
-Witaj Itachi-  jej usta wymówiły jego imię bardzo miękko przez co mógł wyczuć że potrzebuje jego pomocy
-Witaj. Cóż sprowadza do mnie królową Rzymu żonę samego Cezara?- Zapytał z ciekawości. Przyjrzał jej się uważnie z pod kaptura wystawało kilka niesfornych kosmyków różowych włosów.  
-Chce jego śmierci. Przyniosłam ci jedzenie i picie. Jej słowa wydawały się być podejrzane. Jakiej żonie zależy na śmierci jej męża. To było bardzo dziwne.
-Jaka żona chciała by śmierci męża? A pewnie jedzenie i picie to podarunek od wielkiego Cezara nafaszerowany truciznami. Boi się uczciwej walki? Ni był to tajemnicą że wielki Sasuke oszukuję, ale żeby jeszcze i do tej intrygi zaciągnąć niczemu winną kobietę. To już przesada.
-Nie to nie od niego, nawet nie wie że tu jestem. A jaka żona chce śmierci męża? Cóż taka która została porwana i do ślubu zmuszona potem zniewalana i brana kiedy się mu podoba bez jej zgody.  W jej oczach ukazały się łzy. Wiedział ze Sasuke był by do  tego zdolny. Współczuł tej kobiecie. Łzy w zielonych oczach uwydatniały się coraz bardziej, aż po policzku spłynęła jedna krystalicznie czysta.
- Chciała bym ci to dać to nie jest zatrute po prostu chce żebyś miał siłę na jutrzejszą walkę. Schyliła się. Zdjęła płótno z pokarmu i przełożyła przez kraty na stronę Itachiego. Poukładała na nim wszystko to co miała w koszyku po czym wstała.
-Chciała bym aby wreszcie tyran upadł- mówiąc to odwróciła się do niego plecami.
-Sakura co ty tu robisz!?- dobiegł ich zimny i władczy ton

-Sasuke ja…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz