środa, 10 września 2014

Rozdział 12

, 'Chodź pokażę Ci jak tu cień, smak ma nocy pocałunku.                                                                                                                     ' / Shandi

Stał na arenie. Dzisiaj jego kolejna walka. Jego zbroja już była całkiem pokaźna. Wiedział że Piłat chciał się go pozbyć dla tego wysyłał naprzeciw niemu najsilniejszych których on pokonywał. Po każdym wygranym pojedynku jak brzmi zasada można wziąć jedną rzecz ze zbroi przeciwnika. Zebrał już całkiem niezłą tarczę, miecz, kolczatkę, naramienniki i hełm. Brakowało mu jeszcze napierśnika, części ochronnych na nogi i na łokcie. Przydało by się jeszcze wymienić na coś lepszego hełm i tarcze która już lekko zaczynała się sypać.
Przed każdą z walk bał się. W końcu w każdej mógł zginąć i nigdy już nie pomścić swojej rodziny mimo że to najprawdopodobniej nie jest jego biologiczną familią. Zastanawiał się co może go jeszcze w życiu jeszcze spotkać. Czy znajdzie miłość? Czy zazna szczęści? Co jeszcze los stawi na jego drodze. W życiu wszystko mogło się zdarzyć i mimo to nie zrezygnuje ze swojego życia. Na myśl przyszła mu osoba jego brata. Miał cztery lata gdy go tak brutalnie pozbawiono życia. Pewnie jeszcze kiedyś go spotka tyle że tam po drugiej stronie. Wierzył że jego malutkie figurki przedstawiające kształty rodziny są jak oni. Za każdego członka rodziny miał przedstawiającą go figurkę. Wierzył że ich części dusz są zamknięte w nich. ,,Mały ludek” przedstawiający jej siostrę miał na sobie kawałek jej włosa owiniętego na szyi natomiast jego brat jak i ojciec na swoich drewnianych podobiznach kawałki ubrań zaś na figurce matki jest kilka kropel jej krwi kiedyś gdy się skaleczyła zgarnął z podłogi kilka kropel krwi i umazał nią laleczkę. Teraz oddał ich dusze w ręce Marsa Boga świata podziemnego. Jego figurki to swego rodzaju Bożki.
Z nad przeciwka wyszedł jego przeciwnik. Miał metalową zbroję osłaniającą praktycznie każdą część jego ciała. Spojrzał w górę właśnie wszedł na swoje miejsce Piłat ze swoją żoną. Strasznie przypominała mu kobietę z jego snu kiedy to wpadał w otchłań. Tamta postać była lekko zamazana przez co nie za bardzo widział jej twarz jednak te różowe włosy, zielone oczy, mleczna karnacja i te szczupłe ciało. Za każdym razem gdy na nią patrzył coraz bardziej zatwierdzał się w to że to ona była w jego wizji.
Teraz gdy na nią patrzył widział w jej oczach przerażenie. Była zagubiona widział to o czymś bardzo mocno i wytrwale myślała. Jej zielone oczy wbite były w podłogę. Ręce miała splątane ze sobą na kolanach. Czegoś się bała. Widział jak Sasuke swoją ręką głaska ją po ramieniu. Zauważył jej drgnięcie. Oczy momentalnie jej się załzawiły i instynktownie odsunęła się od niego. Teraz już wiedział że musiał jej coś zrobić, że coś tu jest nie tak.
W ostatniej chwili odparł atak przeciwnika. Tak się zamyślił że zapomniał w jakiej sytuacji się znajduje. Odpierał kolejnie ataki coraz to silniejsze. Jego przeciwnik był bardzo silny odczuwał to na swojej tarczy. Próbował zadać mieczem cios w jego odkryty brzuch jednak zasłaniał się tarczą. Teraz to on przejął inicjatywę zadawał cios mieczem jeden po drugim przez co cofał się do tyłu. Itachi upadł nagle przez kamień na jego drodze. Jego tarcza i miecz upadły z jego rąk z dala od jego zasięgu kończyn. Jego przeciwnik chciał zadać mu śmiertelny cios jednak turlał się po ziemi unikając ostrza. Zauważył okazję. Kopnął przeciwnika w kostkę przez co upadł. Chwycił miecz i szybkim ruchem wbił go w brzuch rywala. Wygrał.
Władca Rzymu podniósł się z miejsca. ,,Czy tego przeklętego generała nie da się zabić” Zastanawiał się w myślach. Pokonał już jego najlepszego człowieka czego jeszcze można się po nim spodziewać. Nie mógł uwierzyć że nie da się go zabić.
-Jak mogłeś przeżyć to starcie to był najlepsze królewski gladiator. Przecież nie mogłeś tego przeżyć. Czy ciebie nie da się zabić?
Głos Sasuke przesiąkł złością i irytacją. Takiego szczęścia nie miał nikt. Przecież to niemożliwe aby przeżył tyle starć i stał się najsilniejszym człowiekiem walczącym na arenie, a jego pan który go trenuje zdobył za niego już niesamowite pieniądze.
-Cesarze skoro uważasz mnie za tak słabego to sam się ze mną zmierz chyba nie odmówisz to by była hańba dla ciebie
Okrzyk tłumu uniósł się w górę. Wszyscy krzyczeli zwiastując że ich pojedynek był by niesamowity i chętnie by chcieli zobaczyć to widowisko. Itachi był jedynym człowiekiem który odważył się wyzwać władcę na pojedynek. Dobrze wiedzieli że na pewno Cezar nie będzie grał uczciwie i wymyśli jakiś podstęp.
-Jak śmiesz wyzywać mnie na pojedynek wielkiego władcę Rzymu może czekać cię przez to śmierć!
Krzyknął w jego stronę. Sakura w ciszy przysłuchiwała się ich rozmowie. Miała nadzieję że ten mężczyzna zabije go i będzie kłopot z głowy. Bała się Sasuke. Nie ufała mu. Za każdym razem gdy na nią spojrzał czy dotknął czuła strach i obrzydzenie. Nie chciała po tej nocy go widzieć. Czemu on był dla niej taki brutalny. Ciągle powtarzał że jest jego. Zabrał jej to co najcenniejsze. Ukradł jej ,,czystość” którą trzymała dla ukochanego. W ogóle nie planowała straty dziewictwa. Przysięgała śluby czystości. Miała swoje życie wieść w klasztorze odcięta od świata. Od tego porwania zaczął się jej koszmar.
-Czyżby wielki władca Romy bał się stanąć do walki ze zwykłym generałem?
Prowokacja ze strony tego człowieka coraz bardziej wprawiała w złość Sasuke widziała to. Ledwo już nad sobą panował, a z tego wszystkiego bała się najbardziej że zacznie swoją złość wyładowywać na niej. Teraz wszystkiego mogła się po nim spodziewać.
-Przyjmuję twoje wyzwanie, udowodnię ci jaki wielki błąd popełniłeś wyzywając mnie do walki. Pożałujesz tego. Będzie to ostatnia rzecz jaką zrobisz. Już po tobie. Czeka cię nieunikniona śmierć. Jutro.
Mówiąc to odwrócił się na pięcie a jego płaszcz zaszeleścił na wietrze. Jeszcze kontem oka zerknął na arenę po czym skierował się do wyjścia. Zatrzymał się tuż przy nim
-Sakura!
Wypowiedział srogo jej imię. Przecież ona nic nie zrobiła czemu miało jej się obrywać za innych. Nigdy nie chciała by dla nikogo takiego lasu. Przeklinała dzień w którym to Sasuke ją porwał. Czemu wypadło akurat na nią. Czemu Tsunade wtedy kazała jej iść na tą kolację. Miała teraz żal do samej siebie że obwinia innych o jej dolę. Każdego dnia modliła się Wenus bogini miłości. Chciała aby w końcu spotkała ją prawdziwa miłość.
Posłusznie wstała i skierowała się ku niemu i kiedy zauważył że już jest przy nim skierowali się do powozu który zawiózł go do ich pałacu w którym mieszkali. Jutro miała odbyć się walka na śmierć i życie między Itachim a Sasuke.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz