„Zetknął nas los, a
może przypadek,
Najlepsze jest wciąż to, co nieznane,
Więc leć ze mną, niech chmury pędzą,
poprowadzą nas…
Zamknij na chwilę oczy nie myśl o tym, czy boisz się czy nie
Na chwilę zostawmy w tyle rozczarowań gniew
Dziś to, co mamy na pewno to siebie, nic więcej
Więc leć ze mną, niech chmury pędzą donikąd chociaż raz”
Najlepsze jest wciąż to, co nieznane,
Więc leć ze mną, niech chmury pędzą,
poprowadzą nas…
Zamknij na chwilę oczy nie myśl o tym, czy boisz się czy nie
Na chwilę zostawmy w tyle rozczarowań gniew
Dziś to, co mamy na pewno to siebie, nic więcej
Więc leć ze mną, niech chmury pędzą donikąd chociaż raz”
-Grzegorz Hyży- Na Chwile
Siedział na
kanapie i zastanawiał się co to jest sens życia, czy ma on jeszcze jakieś
priorytety, czy w życiu zostało mu jeszcze coś oprócz smutku, strachu,
obowiązków i zmartwień. Już dawno nie zaznał prawdziwego szczęścia, można
powiedzieć, że zapomniał co to jest szczęście. Jednak gdy dogłębniej się
zastanowił, to czy patrzenie na różową panią nie sprawiała mu radości i
namiastki szczęścia. Tęsknił za swoją rodziną. Tęsknił za bliskimi i życiem
dowódcy. W pewnym sensie walka była długo jego kompanem, długo stanowiła
nieodłączną część jego życia. Spojrzał na swoją rękę. Jak wiele istnień
pochłonęła, jak wiele rodzin rozbiła, ile nieszczęścia przyniosła. Spełniał
rozkazy cezara.- Zabijał. Chora walka toczyła się wszędzie i o co? O
poszerzenie granic państwa, o zdobycie nowych poddanych, o skarby jakie nowa
ziemia mogła nieść. Dobrze jest mu z tym co ma, nie chce zmian, chodź przed jego oczami stanął pusty dom,
został pozbawiony rodziny, wie, że już nigdy nie wróci w tamte czasy, ponieważ
one przeminęły. Nigdy nie był gotowy, żeby żyć jak mu kazano. Wszystko co miał
zabrał mu los. Jedno wie- już nigdy tam nie wróci. Zawsze myślał, że mimo dobrych
rad można w dobrą stronę biec. Los okłamał go brutalnie pozbawiając go
wszystkiego co kochał. Chciał zapomnieć o przykrej przeszłości, przejść na
drugą stronę mostu, schować żal, zmienić się, już nigdy nie wracać do przeszłości.
-Z A P O M N I E Ć. Lepiej zostawić w tyle złe czasy. Schować dumę w kieszeń,
na próżno szukał sensu w rozkazach cezara gdy był jeszcze dowódcą. Wie, że już
nigdy nie wróci tam. Zamknął oczy. Od razu ukazała mu się twarz różowo-włosej.
Patrzyła na niego tymi swoimi zielonymi oczami. Na jego twarz wkradł się
delikatny uśmiech. Wyciągnął przed siebie ręce i wyobraził sobie że chwyta ją
za szyję po czym dusi.
-Co ty ze mną
robisz słyszysz, ogłupiasz mnie, przy tobie nie umiem myśleć racjonalnie, przy
tobie się gubię. Z szerszym uśmiechem na twarzy puścił wyobrażenie Haruno.
Zaśmiał się głośno, gdy doszło do niego, że przed chwilą próbował udusić
wyimaginowaną Sakurę.
Po chwili wstał z
wygodnej kanapy i swoje kroki skierował ku wielkiemu oknu. Miał z niego piękny
widok na ogród który teraz oświetlał blask księżyca. Już dawno zrobiło się
ciemno. Pan nocy wyjątkowo mocno świecił. Noc był jasna. Gwiazdy przepięknie
migotały. Szukał wzrokiem tej najjaśniejszej.
-Itachi,
tata mówił mi, że tamta gwiazda- wskazał paluszkiem na najjaśniejszą- to jak
się zawsze za nią będzie podążać odnajdzie się dom. Chłopczyk spojrzał wzrokiem
pełnym zainteresowania na młodego mężczyznę. Czarnowłosy uśmiechnął się
delikatnie do brata.
-Tak to prawda, owa gwiazda zawsze
cię doprowadzi do domu, bo to nie tylko gwiazda. Każdy w niej ma ukrytego
anioła stróża, który chce dla nas jak najlepiej i gdy się zgubimy nocą, on
zawsze pokażę nam drogę. Z chłopczyka ust wydobył się cichy dźwięk typy wooow.
Patrzył zafascynowany na najjaśniejszą gwiazdę, po chwili jego wyraz ukazał
fakt, że nad czymś gorączkowo myśli.
-Już wiem- krzyknął szybko wstając.-
nazwę go Arachid.
-Kogo? Zapytał długo-włosy chłopak.
-No mojego anioła stróża ukrytego w
tej gwieździe tak nazwę. Arachid ładnie co nie. Siedmiolatek zaczął się głośno
śmiać po czym z hukiem upadł znów na trawę obok Itachiego.
-A jak ty nazwiesz swojego? Po chwili
znów można było usłyszeć z ust chłopca pytanie.
-Mój będzie nazywał się Sakura. Takie
imię przyszło mu do głowy, a skąd taki pomysł. Przyjaciółka mamy urodziła
dziewczynkę, widział ją ostatni raz jak była malutka, dla tego, że trzy lata to
jej narodzinach wyprowadzili się. Ojciec dziewczynki dostał posadę na dworze
cesarskim. Po tym słuch po nich zaginął. Już nawet nie pamiętał jak wyglądała
owa dziewczynka- ale miała bardzo niespotykane imię- Sakura.
-Fuuuu wymyśl coś lepszego to imię
jak dla baby. Głośny protest wydał się z małego ciała
-Bo ma być babskie, bo mój anioł jest
babą. Odpowiedział starszy po chwili. Oburzenie wkradł się na twarz
siedmiolatka. Nie rozumiał jak można mieć anioła i to do tego kobietę, to było
śmieszne.
-Niech ci będzie twój anioł to słaba
baba, a natomiast mój to wielki umięśniony wojownik, którego nikt nie może
pokonać i wszyscy się go boją. Szczery głośny śmiech wydał się z krtani
starszego członka rodziny.
-A mój anioł to piękna kobieta i twój
anioł się w niej podkochuje.
-Itachi to nie prawda- zaprotestował
chłopiec.
Wspomnienia wróciły do niego podwójnie. Nie mógł
przestać się uśmiechać- Sakura -powiedział szeptem. –Sakura- powtórzył jak by
chciał w jakiś sposób do siebie ją wezwać.
Biegła śmiała się- była szczęśliwa.
Była zadowolona że zgodziła się na propozycję Zero. Zapomniała o zmartwieniach,
nie myślała teraz o niczym, pochłonęła ją radosna chwila.
-Zaraz cię dogonię
zobaczysz- usłyszała za sobą krzyk chłopaka. Jak by na odpowiedź zaśmiała się
jeszcze gorzej. Swoimi nogami mocniej uderzyła w boki zwierzęcia, aby zmusić go
do szybszego galopu. Ścigali się ze sobą między drzewami w pobliskim lesie.
Wiatr rozwiewał kaskadami jej długie różowe włosy. Oczy niesamowicie iskrzyły
się szczęściem. W tej chwili czuła się- wolna.
-Próbuj szczęścia-
odkrzyknęła. Słyszała że się do niej zbliża. Słyszała coraz głośniejszy galop
jego konia tuż za sobą. Pośpieszyła jeszcze konia. Bieg koni rozwinął się do
imponującej prędkości. Po chwili poczuła jak chłopak łapie jej lejce i zwalnia
obydwa konie.
-No dobra masz
mnie. Spojrzała na niego. Jego twarz była rozpromieniona, też ta wycieczka mu
sprawiła przyjemność. Iskrzące oczy mężczyzny przypatrywały się jej z
nieodgadnionym wyrazem. Usta miał wygięte w subtelny uśmiech. Blond włosy były
równie mocno roztrzepane co jej, jednak nadawały mu wiele uroku.
-Chodź Sakura
usadźmy na chwilę tam. Palcem pokazał jej polanę z małym strumykiem na który
przewróciło się drzewo. Poszli w jego kierunku. Konie przywiązali do pni drzew,
a sami postanowili ulokować się na drzewie które znajdowało się metr nad
strumykiem. Prawdopodobnie przewróciło się przez siły natury- wiatr- starość
drzewa- korniki. Dzieła buty tuż przy konarze i przy pomocy ręki Zero weszła na
pień drzewa. Przesuwał się z gracją na palcach. Doszli na środek strumyka po
drzewie i tam usiedli. Sakura lekko zamoczyła palce u stóp. Woda była zimna, a
raczej lodowata. Śmiali się wygłupiali, rozmawiali o bzdetach. Dobrze czuli się
w swoim towarzystwie. Spojrzeli się w swoje oczy. Twarz chłopaka zaczęła
przybliżać się do niej. Wiedziała co za chwilę nastąpi. Na chwilę
pomyślała ,, co mi szkodzi” jednak
szybko nadeszło opamiętanie, w jej sercu był inny. Nagły ruch sprawił, że
ześlizgnęła się z drzewa w akcie bezradności chwyciła Zera za koszule co
skończyło się ich upadkiem w lodowatej wodzie. Strumyk nie był głęboki woda
sięgała im jedynie do pasa. Spojrzeli się na siebie po czym wybuchnęli oboje
głośnym śmiechem. Skorzystała z pomocy blondyna i podała mu swoją dłoń. Po
chwili byli już na brzegu. Cali byli mokrzy- ale zadowoleni. Wsiedli na swoje
konie i skierowali się ku posiadłości Cezara. Dobrze czuła się w towarzystwie
brozowo-okiego.
-Mam nadzieję, że
jeszcze to kiedyś powtórzymy- mówiąc to mężczyzna na koniu posłał w jej
kierunku szeroki uśmiech, który to ona odwzajemniła. Już dawno nikt jej nie
sprawił tyle radości co on.
-No jasne, że tak.
Znakomicie się bawiłam. Jesteś naprawdę imponującym jeźdźcem. Ucieszyłam się,
gdy dzisiaj przyszedłeś do mnie i poprosiłeś o wspólną przejażdżkę.
Odpowiedziała. Cały czas nie spuszczali z siebie oczu. Jechali obok siebie
konno.
-Ja również się
cieszę. Widziałem jak jeździsz konno podczas tego konkursu na żonę, ale to
beznadziejne pomysły ma senat. Nie rozumiem jak oni mogli wymyślić coś tak
głupiego.
-Widocznie senat
Rzymu jest bardzo kreatywny, lub najzwyczajniej było tyle kandydatek, że
postanowili połowę odprawić z kulturą.
-A ty co tam robiłaś.
Też startujesz? Nie wiedziała co ma na to powiedzieć ,,Tak startuję bo Itachi
się zachlał i mnie też wpisał, a że obiecałam to się już nie wycofałam i
próbuje swojego szczęścia.”
-Tak też startuję.
Sprawdzam swoje umiejętności- okłamała go. Chłopak delikatnie zmrużył oczy, ale
nic już nie powiedział. Zbliżali się do posiadłości. Było już widać mury
miasta. Jechali prosto do stajni gdzie konie oddali w dobre ręce stajennych.
Szli do zamku. Zero odprowadził Sakurę aż do głównego holu i pewnie poszedł by
dalej jednak dziewczyna stwierdziła że dalej sobie poradzi. Chłopak ustał
naprzeciwko niej. Szybkim ruchem złapał obiema dłońmi za jej policzki i wpił
się w jej malinowe usta. Nie oddawała pocałunków, ale również i go nie
odepchnęła. W tej chwili zachowywała się samolubnie dawała mu nadzieję, chodź
dobrze wiedziałam, że nic z tego nie będzie. Oderwał się od niej i spojrzał w
jej oczy.
-Dobranoc
powiedział po czym odwrócił się na pięcie i odszedł. Uśmiechnęła się
delikatnie. To było bez sensu. Pomyślała.
Szybko kroczył do
swojej komnaty. Złość zawładnęła całym jego ciałem. Nie wiedział co się z nim
dzieje. Trzasnął za sobą głośno drzwiami. Podszedł do najbliższej ściany i
zadał jej kilka ciosów z zaciśniętej pięści. Chodził nerwowo po pokoju tam i z
powrotem. Jak mogła. Coś takiego zrobić. Nie wytrzymał napadła go kolejna salwa
złości. Złapał w rękę wyrzeźbioną twarz Sokratesa. Jednym susem przeleciała
przez pokój po czym z impetem uderzyła w ścianę przez co posągowa twarz
rozpadła się na milion małych kawałków. Jej los podzieliła także kilka innych
rzeczy które wpadły w ręce Itackiemu. Był zły. Bardzo zły, a przez co? Przez
głupi pocałunek Sakury i Zera. To go tak zezłościło. Z impetem upadł na łóżko.
Wziął parę wdechów i wydechów na uspokojenie. Co ty robisz chłopie? –pytał
siebie w myślach.
Od autorki: No i walnęłam już 20 rozdział. Mam nadzieję, że nie jesteście zawiedzeni moją twórczością. Jak zauważyli pewnie niektórzy (albo i nie) zmieniłam odrobinę fabułę jaką prowadziłam do tej pory na onecie. Postaram się jak najczęściej dodawać notki a po skończeniu tego opowiadania kolejnego bloga przeniosę z onetu i dokończę i tak postaram się skończyć moje wszystkie blogi. Pozdrawiam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz